Bardzo potrzebowałam ciszy i choć prace posuwały się do przodu, nie miałam ani siły, ani chęci na życie w sieci i pisanie bloga. Ten wpis miał się pojawić dużo wcześniej z radosnymi życzeniami w okazji dnia kobiet, naszego dnia - przez jednych krytykowanego, przez innych pielęgnowanego. Dla mnie jednak okazał się początkiem czarnej serii... Najpierw szpital z maluchem, a później, kiedy już mi się wydawało, że wszystko OK i planowałam radośnie ogłosić początek wiosny, wydarzyło się coś, co mogło być tragiczne w skutkach... A jednak Ktoś czuwa nad nami.
Dziś, podobnie jak w grudniu, zapraszam Was na spacer o poranku. Jakże inny...
A działo się to 5 metrów od naszego drewnianego domu... Spaliło się na oko 2 ha pól, łąk, zagajnik. Dziś zewsząd czuć swąd spalenizny... Nie pomagają plakaty, informacje w mediach. Ludzie są niereformowalni :(
Też byłabym przerażona. Jak dobrze, że nic gorszego się nie stało.
OdpowiedzUsuńA niektórzy są - choć to mało powiedziane - bezmyślni!
Podobnie do szewskiej pasji doprowadza mnie palenie np. plastykowych butelek obok domów.
Gdy zwróciłam uwagę sąsiadowi (strażakowi OSP!!), usłyszałam, że wszyscy tak robią...
Mamo trójki, uściski i miłego dnia! I milszych wydarzeń!
Margaretko, dzięki i odwzajemniam uściski :)
OdpowiedzUsuńMargaretko, obok domów - to raz, a w piecach - dwa. Kolorowy dym unoszący się z kominów i wszędobylski smród mówią same za siebie.
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, że wiosna zrobi swoje i natura dojdzie do siebie po tej katastrofie, Mamo_trójki :* A Wasz domek, w którym jest tyle ciepła i dobroci, niech dalej ma się dobrze i niech omija go sąsiedzka głupota...